W poprzednich rozdziałach Demona Brzasku:
- Lisi chłopiec zgubił się podczas ucieczki przed prześladowcami.
- Szukając drogi powrotnej, polazł w całkiem innym kierunku i dotarł pod dziwny las.
- Usłyszał głos, za którym poszedł i znalazł się pod świątynią.
- Ten sam głos każe mu otworzyć jakąś przestarzałą wazę.
----------------------------------------------------------------------------
Niebieskooki blondyn stał jakieś dziesięć kroków od wazy, która znajdowała się na środku świątyni.
-Na co czekasz? -Spytał głos, wyraźnie lekko zirytowany.
-Nie wiem jak... -Odpowiedział ostrożnie Lisi chłopiec, szukając wzrokiem źródła głosu.
-Po prostu podnieś pokrywę i po sprawie... - Wyjaśnił kobiecy głos trochę milszym tonem.
-Głosie? ... Głosie!? -Zawołał chłopiec, ale nikt mu nie odpowiedział.
Przez chwilę nic nie słyszał, a później zabrzmiał dźwięk srebrnych dzwoneczków, które grały co chwile swoje melodie. -Po co poszedłem, za jakimś dziwnym głosem, trzeba było iść do domu. -Pomyślał i spojrzał jeszcze raz na wazę. Błyszczała w świetle ozdobnych i wiszących pod sufitem lamp. Kusiła, by ją otworzyć. Chłopak zrobił kilka kroków i jakiś metr przed ciemnym stoliczkiem...
BACH! TRACH! APSIK! Niebieskooki kichnął oraz kaszlnął z nadmiaru kurzu, który unosił się teraz w powietrzu. Zakrył sobie natychmiast usta i nos rękawem. Otworzył po chwili oczy, które zamknął, jak upadał na ziemię i się z lekka przeraził. To co unosiło się w powietrzu, to nie był kurz, ale szary dym. Kiedy ten opadł zobaczył, że waza jest rozbita i nie ma tych dziwnych, czarnych znaczków.
-Robaczku! Mówię do ciebie! Popatrz tymi ślepiami w dół!
Chłopiec o lisich wąsach, aż podskoczył kiedy przed nim, a raczej przed jego nogami stał biały lis o jasno-fioletowych oczach. W powietrzu machało aż... Zaraz... Dajmy mu policzyć... Dziesięć ogonów.
-Głuchy jesteś czy co? -Spytał... lis!
-Co to, dattebayo! -Wrzasnął blondyn i cofnął się nagle. A co nagle to po diable wylądował na ziemi plackiem, że aż huknęło. Lis skrzywił mordkę od hałasu.
-Niezdara z ciebie, robaczku. -Stwierdziła i przeskoczyła z gracją przez kawałki potłuczonej wazy, bliżej dziecka.
-Zaraz... Co masz z tym robaczkiem? Nie jestem żadnym robaczkiem! I kim jesteś!
Lisica, jak sądząc po głosie; popatrzyła na niego kątem swoimi oczami. Kolor tęczówek był przedziwny. Jasny fiolet, wymieszany z białym. Dziwny i piękny za razem.
BACH! TRACH! APSIK! Niebieskooki kichnął oraz kaszlnął z nadmiaru kurzu, który unosił się teraz w powietrzu. Zakrył sobie natychmiast usta i nos rękawem. Otworzył po chwili oczy, które zamknął, jak upadał na ziemię i się z lekka przeraził. To co unosiło się w powietrzu, to nie był kurz, ale szary dym. Kiedy ten opadł zobaczył, że waza jest rozbita i nie ma tych dziwnych, czarnych znaczków.
-Robaczku! Mówię do ciebie! Popatrz tymi ślepiami w dół!
Chłopiec o lisich wąsach, aż podskoczył kiedy przed nim, a raczej przed jego nogami stał biały lis o jasno-fioletowych oczach. W powietrzu machało aż... Zaraz... Dajmy mu policzyć... Dziesięć ogonów.
-Głuchy jesteś czy co? -Spytał... lis!
-Co to, dattebayo! -Wrzasnął blondyn i cofnął się nagle. A co nagle to po diable wylądował na ziemi plackiem, że aż huknęło. Lis skrzywił mordkę od hałasu.
-Niezdara z ciebie, robaczku. -Stwierdziła i przeskoczyła z gracją przez kawałki potłuczonej wazy, bliżej dziecka.
-Zaraz... Co masz z tym robaczkiem? Nie jestem żadnym robaczkiem! I kim jesteś!
Lisica, jak sądząc po głosie; popatrzyła na niego kątem swoimi oczami. Kolor tęczówek był przedziwny. Jasny fiolet, wymieszany z białym. Dziwny i piękny za razem.
-Za dużo pytań, ro... Jak się nazywasz, człowieku? -Przerwała pierwszą część zdania, ale można było się domyślić co chciała powiedzieć. W tym czasie chłopiec już wstał z podłogi.
-Naruto Uzumaki! -Zawołał do gadającej lisicy i przykucnął przed nią. -Czym ty jesteś, dattebayo? -Spytał przyglądając się białemu lisowi bardzo uważnie. Cztery łapy, ogony, głowa, tułów i porośnięty. Niby nic niezwykłego, a gada.
-Ja? Jednym z największych i najpotężniejszych demonów! -Zaśmiała się lisica. -Tacy jak ty zwą mnie Akuma no Akatsuki! Zapamiętaj to imię dobrze! Bo tak nazywa się największy koszmar świata i wszystkich shinobi! -Zawołała z nieukrywaną dumą.
Naruto rzucił jeszcze raz okiem na zwierzątko, od głowy do łap i zmarszczył brwi.
-Nie wyglądasz nawet strasznie. Co najwyżej uroczo. -Stwierdził. -Co możesz mi zrobić? Podrapać pazurkami, dattebayo? -Naruto wybuchł śmiechem.
-Ty nędzny robaku, nie chcesz wiedzieć co mogłabym ci zrobić! -Warknęła wściekła i odwróciła się od swojego rozmówcy, trącając mu nogi swoim puszystym ogonem.
-Jaki robak, dattebayo!? -Fuknął w odpowiedzi blondyn i chciał ją złapać za falujący ogon, ale odskoczyła na półtorej metra, od ręki Naruto.
-Ludzie są plagą tej planety, jak robaki. Sami niszczą porządek świata i jeszcze narzekają...
-Nie rozumiem ciebie! -Naruto przerwał jej, a ta popatrzyła się na niego z irytacją. -Pierwsze słyszę twój głos w głowie i myślę, że zwariowałem, później prowadzisz mnie w jakiś ciemny las. Następnie każesz otworzyć mi ten wazon, ale w końcu go rozbijam i ty się tu pojawiasz, jak gdyby nigdy nic i nawet nie podziękujesz! -Zakończył swój wywód niebieskooki.
-Dziękuje, robaczku. -Chciała podziękować z obojętnością w tonie głosu, ale było słychać wyraźnie, jaka jest zła. -Na przyszłość. Nigdy mi nie przerywaj, robaku! Nikt nie kazał ci iść i nie mówiłam nawet do ciebie.
-To niby do kogo!? -Naruto był w tej chwili bardziej oburzony, niż kiedy dowiedział się, że właściciel Ichiraku Ramen wyjechał na wakacje i przez ponad miesiąc musiał jeść zupki z proszku. Niby mógł zjeść wtedy ramen gdzie indziej, bo go wyrzucali i wyzywali, gdy pojawiał się w jakimś lokalu.
-Do mnie, Naruto. -Zabrzmiał w głowie Naruto mocny, basowy głos.
-Wreszcie ktoś normalny się odezwał. -Mruknęła pod nosem i odwróciła się z powrotem do Naruto, pokazując ząbki w lisim uśmiechu. -Witaj Kyu, ileż to lat minęło od naszej ostatniej rozmowy przy dobrej, zielonej herbatce? -Zaćwierkała, a chłopiec obejrzał się za siebie szukając drugiej osoby, za sobą. Taktownej nie znalazł.
-Będzie z przeszło 50 lat, jeśli masz na myśli naszą ostatnią rozmowę w Dolinie Końca, Akumo.
-Zaraz, zaraz, dattebayo! Kto to mówi? -Blondyn zerwał się z przysiadu, wyszukując dalej trzeciego rozmówcy. Kolejny zwierzak siedzący w jakimś naczyniu? Nie... Nie ma więcej wazonów z dziwnymi znakami.
-Wejdź do swojej podświadomości i się przekonaj.
-Jaka znowu podświadomość?! -Naruto, który dopiero dziś obchodzi swoje szóste urodziny nie znał znaczenia tego słowa.
-Kyu chodziło o twoją głowę. Wejdź w swój umysł; zamknij oczy. Jakiś ty nie pojęty. -Lisica zadrwiła z nieskończonej wiedzy Naruto, który po prostu patrzył się na małego, niegroźnego demona.
----------------------------------------------------------------------------
Na początek... Tak się rozpisałam w tym rozdziale, że starczyłoby na dwie notki. Przystopowałam kiedy miałam nieskończony szkic i rozpisywałam dialogi... Wtedy było jakieś 1300-1400 słów? Coś za dużo, jak na jeden rozdział, więc mam już kawałek 5 rozdziału z tej części opowiadana. W między czasie zaczęłam obmyślać kolejność wydarzeń z prawdopodobnie... Nazwy jeszcze nie mam. (Ta jasne... Naprawdę jakaś jest, ale niedopracowana. Kyuubi: Naprawdę? A nie przypadkiem zbyt głupia? Wracaj z powrotem do opowiadania! <Misja Wykopać Lisa: Wykonana>) Ogólnie to będzie jedna historia podzielona na trzy główne części z jakimiś filerami (Bójcie się! <Krzyk jak z horroru>). Pierwsza- Akuma no Akatsuki. Opowiadająca o tytułowym Demonie Brzasku, córce Mędrca Sześciu Ścieżek. Druga- Chimamire no Tsuki- Krwawy Księżyc. Ta już się będzie tyczyć Madary i Hashiramy oraz całego tego bajzlu, związanego z powstaniem Konoha no Sato. Forma narracji: Wspomnienia w 3 os. liczby pojedynczej. Szykujcie się na niezwykle zacięte pojedynki na słowa. Do... Może wyrobie się przed 8.09? Muszę już zakuwać na matematykę i przeklętą fizykę. Macie jeszcze takiego fajnego lisa o dziewięciu ogonach.
Kurama jako pupil do przytulania. Czy ma szansę na pierwsze miejsce wśród najsłodszych zwierzątek w Konoha? No raczej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz